ID-002636.doc
1966-08-14
Celadon i Astrea
Teatr TV Łódź.
Wacław Biliński i
Kazimierz Zygmunt:
Celadon i Astrea, czyli romans królewski
(Listy
Jana Sobieskiego i Marysieńki)
reż. -
Aleksander Strokowski
scenogr. -
Czesław Siekiera
obsada -
Pola Raksa,
Bogusław Sochnacki
Ryszard Sobolewski (komentator)
Trzeba przyznać, iż nasze romanse historyczne, to temat zupełnie nie wyeksponowany przez literaturę, film czy teatr. Mało kto od czasów
Kraszewskiego tymi sprawami się zajmował. Miejmy jednak nadzieję! Wkrótce na ekrany wejdzie film Marysia i
Napoleon. Ten i ów oglądał
Barbarę Radziwiłłównę, a i telewizja przedstawiła w swoim niedzielnym programie Listy
Jana III Sobieskiego do Marysieńki. Romansik historyczny w tak modnej obecnie, nieco uwspółcześnionej formie. Łącznik pomiędzy historią a dniem dzisiejszym stanowił komentator.
Autorzy programu bardzo trafnie skomponowali akcję tego widowiska, złożonego wyłącznie z listów pary kochanków. Ten romans historyczny to, jak już powiedzieliśmy, raczej romansik. Odczarowana legenda. Historyjka o pewnej słabości królewskiej, której na imię kobieta. Nie brak w tych listach i wyznań intymnych, sytuacyjek frywolnych i pikantnych.
W telewizyjnej inscenizacji wyraźnie zyskał
Jan III – dzielny wojak, wspaniały mężczyzna, czuły kochanek, troskliwy mąż. Straciła Marysieńka, osóbka jak się okazuje, sprytna, apodyktyczna, trochę frywolna, trochę lekkomyślna. Ale za to jakże niesłychanie kobieca. Nie dziw więc, że to dla niej właśnie wzniósł
Jan III Sobieski Wilanów. Urocze gniazdko, z którego w wieku dojrzałym nie miała już nazbyt często uciekać do swego ukochanego Paryża.
Spektakl ten wyreżyserował
Aleksander Strokowski. Nadał mu dobre tempo i znakomicie zainscenizował sytuacje kontaktujące parę królewskich kochanków. Nie odebrał widowisku charakteru owej korespondencyjnej miłości, a ożywił ją efektownie pomyślaną i przygotowaną stroną wizualną. Inscenizacja
Strokowskiego najwyraźniej pozbawiła tekst jego statycznego charakteru. /…/
Wiesława Czaplińska
„Ekran”
ID-002637.doc
1966-07-28
/…/ Listy Sobieskiego i Marysieńki (przyp. H.O.
Celadon i Astrea, czyli romans królewski) nie pierwszy raz stanowiły podstawę audycji telewizyjnej. W tym przypadku jednak uderzał logiczny dobór tekstów, powiązanych dowcipnym i lekkim „słowem wiążącym” (przyp. H.O. scenariusz
Wacław Biliński i
Kazimierz Zygmunt, reżyseria
Aleksander Strokowski). Program otrzymał pomysłową oprawę scenograficzną, a
Pola Raksa z
Sochnackim stworzyli nader zgrany duet wykonawców. Była to ogromnie miła audycja – z tych, które ogląda się z wielką przyjemnością. /../
Alina Grabowska
"Głos Robotniczy"
ID-002638.doc
1968-07-14
Literatura w szflafroku
Teatr Telewizji (Łódź)
Dziwny romans pana Balzaka
13.06.1968 r.
Scenariusz –
Kazimierz Zygmunt
reż. –
Aleksander Strokowski
reż. TV –
Mieczysław Małysz
scenogr. –
Henri Poulain
oprac. muz. –
Stanisław Gerstenkorn,
obsada - Pani Hańska –
Pola Raksa, Balzak –
Bogusław Sochnacki
Anegdoty o sławnych ludziach są powszechnie lubiane, dokumenty z ich życia są najpewniejszym bestsellerem wydawniczym. Listy, pamiętniki – choćby najbardziej intymne są publiczną własnością, niemal częścią dorobku kulturalnego epoki, w której żył znany pisarz, polityk, artysta czy naukowiec. Po latach, ba – nawet wiekach, smakujemy plotki i prawdę zza kulis oficjalnych życiorysów wybitnych postaci, znamy ich miłości, nienawiści, radości i troski. Ten drugi, mniej lansowany w podręcznikach szkolnych i akademickich nurt prawdy budzi w każdym pokoleniu ciągle żywą ciekawość. Nic też dziwnego, że takim powodzeniem cieszą się inscenizowane opowieści wielkich ludzi o sobie. /…/
Widz, znużony czasem umownością postaci literackich i formalnymi poszukiwaniami reżyserów i inscenizatorów, odpoczywa patrząc na sceniczną adaptację dokumentów, oczywiście jeśli jest zrobiona kulturalnie, ze smakiem. Wszystko tu oddycha prawdą; scenografia jest przeważnie oszczędna, dwoje, czy troje artystów zwraca baczną uwagę na sam tekst, markując tylko znane postacie, nie, nie czyniąc z adaptacji dokumentów – przedstawienia w całym tego słowa znaczeniu. Jeśli jest to wdzięczne zadanie dla teatru – jakież wspaniałe korzyści wynikają z owych adaptacji dla telewizji, tak przecie kameralnej, mającej takie możliwości smakowitego pokazania przebiegu czyjegoś autentycznego życia lub też jego fragmentu! Ile szans wykorzystania skrótów, których nauczył film, użycia nieograniczonych niemal odcieni realizmu, któremu owe filmowe skróty dodają nieoczekiwanego smaku metafory.
Lekko i dowcipnie opracowany scenariusz (przyp. H.O.
Kazimierza Zygmunta) listów Balzaka do pani Hańskiej, wsparty tekstem Boya ze szkiców o literaturze francuskiej, tekstem tak trafnie przybliżającym współczesnemu człowiekowi ten najdziwniejszy z romansów wielkiego Honoriusza, sprawił rzetelną uciechę telewidzom.
Pola Raksa zaś jako milionerka z Wierzchowni była wcieleniem wdzięku,
Bogusław Sochnacki – takim Balzakiem, jakiego sobie wyobrażają rzesze miłośników jego twórczości.. /…/
Chciałoby się jeszcze raz zobaczyć ten koncert gry aktorskiej, w którym dwoje ludzi, bez żadnych niemal rekwizytów teatralnych, przykuwało samą swą osobowością uwagę widzów przez cały czas trwania spektaklu.
Wanda Krzemińska
"Ekran"
ID-002639.doc
1969-06-01
Kochankowie z Nohant
Teatr Telewizji Łódź
Kochankowie z Nohant
18.05.1969 r.
Scenariusz –
Kazimierz Zygmunt
reż. –
Abdellah Drissi
scenogr. –
Henri Poulain
reż. TV –
Mieczysław Małysz
obsada -
Ewa Mirowska,
Janusz Gajos
Vie romancée to gatunek literacki, który w Polsce nie ma wielkich tradycji, chociaż z całą pewnością mógłby liczyć na popularność, o czym świadczy najlepiej olbrzymia poczytność znakomitych biografii historycznych pióra
Mariana Brandysa. Monografii bliższych zresztą eseistyce niż tradycyjnym formom gatunku, którego zasadą jest beletryzowanie charakterów przy jednoczesnej wierności faktom historycznym.
Ten dotkliwy brak naszego piśmiennictwa stara się od niejakiego czasu wypełnić telewizja. Łódzki ośrodek telewizyjny nadał drugie już z kolei widowisko oparte na autentycznych dokumentach pt. Kochankowie z Nohant, przybliżające widzom znanych bohaterów. Byli nimi
George Sand i
Fryderyk Chopin. A właściwie romans tych dwojga, bo tego tylko okresu dotyczył spektakl. Spektakl w założeniu oparty na materiałach faktograficznych – co sprowadzało się do bardzo zresztą pomysłowego przetransponowania na język telewizyjnego obrazu jednego rozdziału książki
André Maurois pt.
Lelia czyli życie George Sand – w praktyce budził uczucia dosyć mieszane. Bo jest to eksperyment na pewno ciekawy, zmuszający jednak do zastanowienia się nad wyborem konwencji.
Ograniczając się do dziejów jednego romansu – autor scenariusza,
Kazimierz Zygmunt, nie mógł oczywiście przedstawić ani pełnej złożoności charakterów
Chopina i
George Sand, ani wielostronności otaczającego ich świata. Tymczasem życie tych dwojga nie da się wyłączyć z życia epoki. Zbyt blisko byli z nią związani, zbyt wielu mieli przyjaciół, świat ich ze sobą związał i świat później rozdzielił.
/…/ jeszcze sprawa wyboru tematów. Po romansie Balzaka z
Eweliną Hańską przyszła kolej na
Chopina i
George Sand. A wybór poloników zawsze sugeruje pewne nastawienia, a także kompleks niższości. A więc może teraz coś z romansów polskich?
Janina Szymańska
"Ekran"
ID-002640.doc
1969-11-27
ID-002641.doc
1969-11-23
/…/ Prawdziwym sukcesem artystycznym okazało się nadane z Łodzi widowisko
Stanisław Wyspiański – poeta i malarz według scenariusza
Kazimierza Zygmunta i w reżyserii
Tadeusza Worontkiewicza. Twórcy programu, idąc śladem ostatnich przedstawień „Studia 63”, posłużyli się tu formą montażu z wypowiedzi samego
Wyspiańskiego (liryki, wspomnienia, listy) i oceniającej jego dzieła (i osobowość) krytyki. Nie poskąpiono nawet głosów bardzo krytycznych, zwłaszcza
Karola Irzykowskiego. Program posługiwał się impresyjnym potokiem swobodnych skojarzeń, które jednak ewokowały sugestywnie pewną aurę literacką i kulturalną. Tym razem nie chodziło zresztą o zaprezentowanie
Wyspiańskiego – dramaturga (co wymagałoby bardziej uporządkowanego wykładu), lecz przede wszystkim o analizę plastycznej wyobraźni poety, przedstawienie jej współczesnych inspiracji i historycznej genealogii.
Zadanie to program zrealizował nieledwie bezbłędnie. /…/
"Radio i Telewizja"
ID-002642.doc
1969-11-24
Wyspiański - peta i malarz
Po kilku średniego lotu programach artystycznych, a zwłaszcza po niefortunnym
Czarującym Giulio, Łódzki Ośrodek Telewizyjny zrehabilitował się w oczach telewidzów nadanym w minioną niedzielę widowiskiem Wyspiański – poeta i malarz.
Kazimierz Zygmunt oparł swój scenariusz na listach, wierszach, interesująco eksponowanych obrazach Wyspiańskiego oraz na wypowiedziach przyjaciół i krytyków o poecie: reżyser
Tadeusz Worontkiewicz nadał widowisku wyraźny rytm i wewnętrzną dramaturgię, zaś
Stanisław Gerstenkorn opatrzył interesującą oprawą muzyczną. /…/
Jerzy Panasewicz
"Express Ilustrowany"
ID-002643.doc
1969-12-07
Wyspiański
Twórczość poetycka
Stanisława Wyspiańskiego nie jest tak szeroko znana, jak jego twórczość dramaturgiczna. Dramat, plastyka, liryka – w tej kolejności autor
Wesela dociera do świadomości powszechnej. /…/
Wyspiański okazuje się tu prekursorem poczynań, które stały się domeną artystów współczesnych. Wydobycie tej prawdy przed szeroką opinią publiczną okazało się niezaprzeczalnym sukcesem realizatorów audycji telewizyjnej pt.
Poeta i malarz, przygotowanej przez zespół łódzkiej telewizji. /…/
Marian Grześczak
"Ekran"
ID-002644.doc
1970-10-12
/…/ kolejne widowisko
Kazimierza Zygmunta z jego cyklu epistolarnego oparte tym razem na wymianie listów między
Lenartowiczem i
Konopnicką, a zatytułowane
Bądźże ty gwiazdą. Całość jak zwykle opracowana bardzo kulturalnie i dobrze wykonana przez aktorów. /…/
"Radio i Telewizja"
ID-002645.doc
1970-10-11
Mazowiecki lirnik
Teatr Telewizji, TV Łódź
Bądźże ty gwiazdą
27.09.1970 r.
Scenariusz –
Kazimierz Zygmunt
reż. –
Mieczysław Małysz
scenogr. –
Henri Poulain
oprac. muz. –
Stanisław Gerstenkorn
obsada -
Wanda Chwiałkowska,
Bogusław Sochnacki
Nie doceniony przez współczesnych i nie budzący obecnie zainteresowania
Teofil Lenartowicz pozostawał zawsze w cieniu wielkich poetów epoki romantyzmu. A był on przecież najwybitniejszym tego okresu stylistą autentycznej poezji ludowej.
Dobrze zatem się stało, że telewizja przybliżyła postać Lenartowicza. A zrobiono to przy okazji… sześćdziesiątej rocznicy śmierci
Marii Konopnickiej, bowiem widowisko
Bądźże ty gwiazdą powstało głównie z myślą o uczczeniu poetki. Spektakl przygotowany został w cyklu epistolarnym (przyp. H.O. według scenariusza
Kazimierza Zygmunta), w którym od dwóch lat specjalizuje się Łódzki Ośrodek Telewizyjny.
Podstawowa trudność realizacji tego typu widowisk polega na takim ich wzbogaceniu, aby wypełnić luki powstałe z braku wydarzeń tworzących napięcia dramaturgiczne. Jeśli takie zdarzenia pojawiają się, są one relacjonowane, opisywane. Należało więc znaleźć sposób na uniknięcie grożącej monotonii. Twórcy widowiska pokonali to niebezpieczeństwo przede wszystkim poprzez zabiegi inscenizacyjne. /…/ Co najważniejsze, były to zmiany uzasadnione tokiem przedstawianych wydarzeń. /…/
Jerzy Jachowicz
"Ekran"
ID-002646.doc
1970-10-01
Na telewizyjnym ekranie
/…/ Z dużym zainteresowaniem oczekiwaliśmy pierwszej po wakacyjnej przerwie audycji z łódzkiego cyklu widowisk opartych na listach znanych postaci historycznych, który tak dobrze zapisał się w naszej pamięci. Inauguracja tego cyklu poświęcona listom
Teofila Lenartowicza i
Marii Konopnickiej nie sprawia nam zawodu. Widowisko pt.
Bądźże ty gwiazdą bardzo zgrabnie wyreżyserowane przez
M. Małysza zwróciło uwagę znakomitą rolą
B. Sochnackiego, który potrafił przekazać prawdę psychologiczną postaci
Lenartowicza pięknie skomponowanym układem tekstów (przyp. H.O. scenariusz –
Kazimierz Zygmunt) budujących wyraziście obraz epoki, bogatą scenografią i konstruującą we właściwy sposób – subtelny, a jednak silnie się zaznaczający – klimat przyjacielskich zwierzeń
Konopnickiej i
Lenartowicza.
/…/ Spektakl przekazał niebanalną wiedzę o człowieku, „który nie tylko ukochał lud polski, o nim pisał, lecz i urok jego mowy potrafił przekazać”.
Małgorzata Karbowiak
"Głos Robotniczy"
ID-002647.doc
1970-03-22
ID-002648.doc
1970-03-26
Na telewizyjnym ekranie
Co nam przyniosła wiosna...
/…/ Miłą niespodzianką dla telewidzów stało się także pełne subtelnego humoru, stylizowane w oprawie plastycznej jak i kształcie dramaturgicznym na XIX-wieczny teatr widowisko pt.
Kościuszko mało znany, przygotowane przez Łódzki Ośrodek Telewizyjny. Już sam zamysł był tutaj przedni – czerpiąc obficie z dokumentów, listów i wypowiedzi krytycznych, a także z biografii ukazać postać znaną szeroko z wydarzeń historycznych w jej życiu prywatnym, odsłaniając niejako jej „ludzkie” cechy – przybliżyć współczesnym pokoleniom. Pechowe utarczki
Tadeusza Kościuszki z amorem stworzyły jednocześnie okazję do zarysowania – choć szkicowo – obyczajowości przełomu XVIII i XIX w.
Zamierzenie powiodło się całkowicie. Powstało widowisko stylowe, zwarte, o dobrym tempie. Tajemnic powodzenia programu szukać należy w interesująco opracowanym scenariuszu (
Kazimierz Zygmunt) i w inscenizacji podkreślającej dystans do tekstów. /…/
Małgorzata Karbowiak
"Głos Robotniczy"
26 marca 1970 r.
ID-002649.doc
1970-04-06
22.03.1970 r. – z Łodzi Kościuszko mało znany, kolejne widowisko Kazimierza Zygmunta (w reżyserii Mieczysława Małysza) z cyklu poświęconego życiu prywatnemu wybitnych postaci historycznych. Widowisko – powiedzmy to od razu – zrobione ze smakiem, pełne liryzmu, ale i dystansu, wreszcie zaś bardzo staranne od strony aktorskiej. Wiadomo, że Łódź ma aktorki wyróżniające się talentem i urodą; nie zawiodły one i tym razem. /…/
"Radio i Telewizja"
ID-002650.doc
1970-03-25
Z notesu telewidza
/…/ I jeszcze jedna adaptacja, tym razem listów.
Kościuszko mało znany (scenariusz
Kazimierz Zygmunt, reżyseria
Mieczysław Małysz) okazał się nie lada zabijaką i romantycznym amantem. Zestaw jego listów prywatnych i fragmentów życiorysu, potraktowanych chwilami z przymrużeniem oka i przytaczających różne krążące po biografiach wersje, szczęśliwie unikał historycznych piedestałów i pokazywał Naczelnika – prawdopodobnie ku zgorszeniu niektórych – od strony jego zabiegów i porażek miłosnych. /…/
Bolesław Garlicki
"Dziennik Polski"
ID-002651.doc
1971-06-02
Łódzki Teatr Telewizji
Maestro Rossini
10.06.1971 r.
Scenariusz -
Kazimierz Zygmunt
reż. -
Mieczysław Małysz
scenogr. -
Henri Poulain
reż. TV -
Jerzy Woźniak
oprac. muz. -
Stanisław Gerstenkorn
obsada -
Bogusław Sochnacki,
Mirosława Marcheluk,
Alicja Zommer
10.04.1971 r. – Łódzki Teatr Telewizji przedstawił kolejne widowisko z cyklu „epistolarnego” Kazimierz Zygmunt|Kazimierza Zygmunta]]
Maestro Rossini, w reżyserii
Mieczysława Małysza, w opracowaniu muzycznym
Stanisława Gerstenkorna. Obok „monodramu” utwory sceniczne oparte na listach stały się ostatnio modne, i chyba najsłuszniej. Jest to o wiele bardziej nowoczesna forma niż dawne „vie romancées”, czyli powieści biograficzne, w których było więcej zmyślenia niż prawdy, a jednak postać autentyczna służąca jako pierwowzór ciążyła nad autorem i czytelnikiem. Sposób polegający na skonstruowanym w całość „cytowaniu listów” jest na pewno bardziej uczciwy, a zarazem nie odbiera inwencji autorowi tak pomyślanej całości: sam wybór cytatów jest już przecież interpretacją.
Przykładu dostarcza właśnie widowisko
K. Zygmunta: Rossini przedstawia się tutaj bardzo niesympatycznie, po prostu mamy trochę żalu do autora, że nie wydobył jakichś rysów cieplejszych oprócz tego jednego momentu, gdy bohater po śmierci żony wzdycha: „Powtarzała moje imię, a więc chyba mnie kochała…” W każdym razie została tutaj skonstruowana wyrazista postać żądnego sławy i zaszczytów megalomana, lubującego się uznaniem królów i hołdami osób wysoko postawionych. /…/
Mimo pewnej jednostronności ujęcia widowisko było udane: forma cytowania i komentowania listów przez obecnych na scenie małżonków, zaczerpnięta z dobrych wzorów dramatów epistolarnych (takich jak Kochany kłamca) jeszcze raz okazała się wystarczająco nośna.
"Radio i Telewizja"
ID-002652.doc
1971-07-04
Szklana Melpomena
/…/ A teraz inne przedstawienie Teatru Telewizji, Łódzki Teatr specjalizuje się już od dłuższego czasu w swoistych miniaturach historyczno-biograficznych. Pomysł w zasadzie ciekawy i pożyteczny. Skrzyżowanie pogadanki historycznej z monodramem, monodramu z kameralnym przedstawieniem, kameralnego przedstawienia z filmem dokumentalnym.
Tym razem na warsztacie znalazł się Maestro Rossini. /…/ Ale mam poważne pretensje do tekstu,
Kazimierza Zygmunta. Za co? Otóż i z historii wiemy, i z przedstawienia łódzkiego dowiadujemy się, że Rossini – to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci owego pięknego stulecia. Jeżeli w okresie Wiosny Ludów tłum wyzywał go od „bogatych reakcjonistów” – to wiedział, dlaczego tak krzyczy…
Kryło się coś w fakcie, że Rossini był faworytem najreakcyjniejszego króla Francji, Karola X, i w tym, że stale pozostawał na bakier z demokratyczną opinią Europy.
Czy wszystko to da się sprowadzić wyłącznie do wrodzonej złośliwości dziennikarzy względnie zawodowej zawiści takich – w końcu nie byle jakich! – muzyków, jak Ludwik van Beethoven. W przedstawieniu
Kazimierza Zygmunta tak by to wyglądało. Ot, zazdroszczą ludzie człowiekowi sławy, pieniędzy i powodzenia, jak to zwykle na świecie… ?.../ Były w tym życiu ostre kontrowersje zewnętrzne i wewnętrzne; jesteśmy wszyscy zgodni, że muzyka wychodząca spod pióra tego człowieka jest czarująca, ale i ta niechęć demokratycznej opinii europejskiej i te wewnętrzne rozterki i dramaty, przechodzące w granice choroby psychicznej, jakie nękały Rossiniego, miały jakiś swój głębszy wymiar. /…/ Piszę o tym wszystkim, bo pomysł „biografii teatralizowanych” wydaje się mi bardzo szczęśliwy.
Kazimierz Zygmunt robi to bardzo dobrze. /…/
Jerzy Milewski
"Kierunki"
ID-002653.doc
1972-11-06
ID-002654.doc
1972-11-16
ID-002655.doc
1972-11-26
Geniusz dla Kowalskich
Literatura pamiętnikarska i epistolarna robi w telewizji wielką karierę, tym większą, im większe nazwiska ją firmują.
Chopin i
George Sand,
Konopnicka i
Lenartowicz,
Balzak i pani Hańska,
Zapolska i jej amanci – wszyscy oni mieli nieszczęście pozostawić po sobie na poły tajne dokumenty swojego prywatnego życia, swoich osobistych, prywatnych przeżyć – myśli – uniesień – słabości. /…/ Od niedawna, mianowicie od 10 listopada br., Kowalski może się czuć już kolegą
Wieniawskiego, więcej nawet – nadwornym skrzypkiem Jego Cesarskiej Mości. Z ekranu telewizora
Wieniawski mrugnął do Kowalskiego, obnażył przed nim duszę, dogadali się. /…/
Program o
Henryku Wieniawskim, przygotowany przez zasłużony Teatr Łódzkiej Telewizji, nie był ani gorszy, ani lepszy od innych, jemu podobnych w tym gatunku; może nawet był lepszy, zważywszy zręczność scenariusza (przyp.
H.O. Kazimierza Zygmunta), walory reżyserii – bardzo dobre role –
Ewy Mirowskiej a zwłaszcza
Bogusława Sochnackiego. Ale czy rzeczywiście w telewizji obowiązuje zasada pokazywania wielkich ludzi w bamboszach i szlafroku, od strony wyłącznie ich romansowych perypetii, w atmosferze buduarowych plotek, dąsów i grymasów? I czy rzeczywiście ta metoda pozwala ukazać „prawdziwą twarz człowieka”?
Sami, jeśli dobrze pamiętam, chwaliliśmy kiedyś na tym miejscu widowiska z łódzkiego cyklu i kilku jeszcze jemu podobnych. Wówczas były nowości. Teraz stały się kanonem, obowiązującą zasadą, sposobem – jedynym – pokazywania mistrzów. Inaczej się nie robi, inaczej nie można, czy może nie wypada. Właściwie – dlaczego?
Barbara Kaźmierczak
"Ekran"
Opracowała Helena Ochocka