Wacław Romański - realizator dźwięku
Wacław Romański
Realizator dźwięku
Twórca o telewizji
ID-002411.doc
 
RRRR-MM-DD
W Łódzkim Ośrodku Telewizyjnym przepracowałem blisko 42 lata. Zaczynałem w roku 1959 jako montażysta dźwięku w tworzonym wspólnie z red. Stanisławem Gerstenkornem archiwum muzycznym, a później już jako realizator dźwięku I kategorii, by w 2000 r. przejść na emeryturę.
Lata mojej pracy to okres burzliwych przemian społecznych i politycznych, które tym samym kształtowały ludzkie charaktery.
Brałem udział w relacjonowaniu wielu najważniejszych wydarzeń tych lat. Jeździliśmy po mieście, regionie łódzkim i po kraju, zapraszaliśmy do studia ludzi, którzy tworzyli historię i nową rzeczywistość.
Dane mi było spotkać wielu znanych i uznanych, wspaniałych i znakomitych, którzy w sposób znaczący wpłynęli na moją osobowość. Na zawsze zachowam w pamięci i sercu wizyty Ojca Świętego, a szczególnie pierwszą wizytę papieża Polaka w Polsce i u nas - w Łodzi, na Lublinku, skąd transmitowaliśmy mszę świętą. Nigdy nie zapomnę tych wiwatujących ze łzami w oczach, wielką radością i euforią, tłumów ludzi patrzących w niebo i wyczekujących helikoptera, w którym leciał Papież. Robiło to na nas – pracownikach telewizji, zamkniętych w wozach transmisyjnych, ogromne wrażenie. Byliśmy świadkami wielkiego wydarzenia. Wszyscy byliśmy bardzo przejęci i dumni, że dane jest nam uczestniczyć w tak ważnym dla Polski momencie. Wiedzieliśmy, że ciąży na nas duża odpowiedzialność za transmisję z tego epokowego wydarzenia. Mimo związanego z tym stresu, wykonaliśmy swą pracę najlepiej, jak potrafiliśmy, z ogromnym zaangażowaniem. Przytoczę tu pewną ciekawostkę związaną z powierzonym nam zadaniem. Zaopatrzono nas w specjalne paczki żywnościowe składające się z produktów, które miały zapobiec ewentualnym sensacjom żołądkowym, stresowi i napięciu. Zapobiegły!
Realizowałem również dźwięk podczas wizyty Papieża w Płocku i Radomiu. Było już trochę inaczej. Bardzo podniośle i wzruszająco; jednak to pierwsze spotkanie na łódzkim lotnisku będę zawsze wspominał.
Z dużym sentymentem myślę często o realizowanych przez nasz Ośrodek w sposób niekonwencjonalny, nowatorski i pionierski widowiskach teatralnych. Jako pierwsi w Polsce zrealizowaliśmy w roku 1974 przy użyciu wozu reportażowego i jednej kamery teatry TV Patron dla bocznej ulicy, rok później - Objazd. Oba widowiska reżyserował Tadeusz Worontkiewicz.
Jeśli chcą państwo poznać szczegóły związane z powstawaniem wymienionych wyżej widowisk, znajdą je państwo w rozdziałach „O twórcy” i „Wywiady”. Jest tam też mowa o zastosowaniu po raz pierwszy przez ŁOT metody wgrywania efektów synchronicznych w widowiskach teatralnych i programach rozrywkowych. Metoda ta znana była do tej pory w filmie fabularnym. Ani Łódzki Ośrodek Telewizyjny, ani żaden inny w Polsce, nie miał wówczas odpowiednich warunków technicznych do prowadzenia tego rodzaju eksperymentów. Jednak upór, wytrwałość i zaangażowanie realizatorów oraz niezwykle owocna pomoc nieocenionych „Nowaków” – ojca i synów - imitatorów dźwięku z nieistniejącej już Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi, doprowadziły do pełnego sukcesu.
Naszą pracę docenili również reżyserzy spoza Łodzi, i tak z Warszawy na udźwiękowianie tą metodą zrealizowanych wcześniej telewizyjnych przedsięwzięć, przyjeżdżał np. Laco Adamik - wybitny twórca widowisk telewizyjnych.
Przede wszystkim jednak metodę wgrywania synchronicznych efektów stosowaliśmy w programach ogólnopolskich produkowanych przez nasz rodzimy Ośrodek.
Dużą satysfakcję przyniosły mi programy, w których ta metoda sprawdziła się idealnie: Teatr Młodego Widza Małgosia contra Małgosia w reżyserii Tadeusza Worontkiewicza, inscenizowany program rozrywkowy Jimmy Black contra Mister White, czyli Melodie filmu amerykańskiego w reżyserii Jerzego Woźniaka, teatry TV Pojedynek i Dom, który zbudował Jonatan Swift w reżyserii Tadeusza Junaka.
Cykl programów muzycznych Nie taki diabeł straszny w reżyserii Krzysztofa Łopalewskiego i pod redakcją Stanisława Gerstenkorna przeszedł do historii Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego. Koncertami tymi, z udziałem publiczności, dyrygował niezapomniany, wspaniały Henryk Czyż, który ponadto z wielką swadą opowiadał w tych programach o kompozytorach, ich życiu i twórczości.
Artysta zaopatrzony był w mikrofon bezprzewodowy, włączony przez czas trwania koncertu. Urządzenie to nie było jednak doskonałe i zbierało wszelkie niepożądane dźwięki. Musieliśmy więc przed rozpoczęciem koncertu biegać po sąsiadujących z Filharmonią Łódzką sklepach i prosić o nieużywanie w czasie jego trwania kas elektrycznych, gdyż wprowadzały one zakłócenia podobne do tych z telefonów komórkowych.
Dla zabezpieczenia rejestrowaliśmy koncert w piątek i sobotę; z tych dwóch rejestracji, po montażu, powstawał jeden program emisyjny.
Wiele spośród programów artystycznych realizowaliśmy poza studiem – we wnętrzach naturalnych i w plenerach. Ulubionym przez wielu reżyserów obiektem był wspaniały pałac Poznańskiego (obecnie Muzeum Historii Miasta Łodzi) fatalnie usytuowany, bo u zbiegu dwóch bardzo ruchliwych ulic: Zachodniej i Ogrodowej. Dla dźwiękowca było to ogromne utrudnienie, szczególnie wówczas, kiedy realizowało się tzw. dźwięk stuprocentowy. Dochodzące z zewnątrz odgłosy miasta – jadące tramwaje, klaksony samochodów, sygnały pędzących karetek pogotowia i straży pożarnej oraz skrzypiące podłogi pałacowe, wprowadzały dodatkowy stres i zdenerwowanie. Nie pomnę już ile dobrych scen aktorskich należało powtarzać z tych właśnie powodów. Nikt jednak nie protestował, a aktorzy zawsze gotowi byli do powtórek, mimo iż poprzednie sceny zagrane były wzorowo. Najbardziej nieprzyjazna (dla dźwiękowca) była sala kominkowa – jadalna, której okna wychodzą na ulicę Zachodnią.
Mimo wszystkich mankamentów ten okazały i niepowtarzalny pałac cieszył się dużym zainteresowaniem reżyserów.
Łódzkie secesyjne pałace przypadły do gustu wielu twórcom. Chyba nie ma w mieście obiektu, w którym Telewizja Łódzka nie realizowałaby jakiegoś programu. I tak w dawnym pałacu Roberta Schweikerta, gdzie dziś mieści się Instytut Europejski, realizowaliśmy monodram pt. Drzwi muszą być albo otwarte, albo zamknięte w wykonaniu Ewy Wiśniewskiej, w reżyserii Michała Kwiecińskiego, w pałacu Karola Scheiblera, obecnie Muzeum Kinematografii, również monodram Służąca Zerlina w wykonaniu Elżbiety Kępińskiej- żony ówczesnego premiera Mieczysława Rakowskiego, w reżyserii Stefana Szlachtycza, w pałacu Juliusza Kindermana, gdzie aktualnie ma swą siedzibę Klub Nauczyciela – sztukę pt. Klub w reżyserii Feliksa Falka. Miejsca urokliwe i piękne, ale jakże trudne dla nas – realizatorów. Niestety nie było tam warunków studyjnych i trzeba było pokonać trudności i rozwiązywać problemy na gorąco. Każdy ze wspomnianych wyżej reżyserów to inna osobowość, inny charakter; każdy z nich miał inne wymagania. Pracę z nimi wspominam z sentymentem, każdego z nich darzę uznaniem i szacunkiem. Szczególną i wyjątkową sympatią darzyłem Bogdana Hussakowskiego – ówczesnego dyrektora Teatru im. S. Jaracza, który w naszym Ośrodku wyreżyserował wiele spektakli, że wspomnę niektóre: Wielkanoc, Zdziczenie obyczajów pośmiertnych, Korowód. Swoje miejsce w moim sercu mają również redaktorzy programów: Henia Rumowska, Helenka Ochocka, Staszek Gerstenkorn i Rysiek Czubaczyński – obecny dyrektor Muzeum Historii Miasta Łodzi. O „przygodach” związanych z realizacją teatru TV pt. Pojedynek w reżyserii Tadeusza Junaka wspomniano już w rozdziale „Wywiady”. Uzupełnię te informacje o parę szczegółów, ponieważ programy tzw. „plenerowe” należały do najbardziej przeze mnie lubianych. Rejestrowaliśmy akurat scenę na jeziorze, kiedy usłyszeliśmy pracujący gdzieś w oddali młot pneumatyczny. Hałas był potworny i zakłócał naszą pracę. Trudno było zlokalizować ten „obcy” dźwięk i scenę trzeba było dokończyć na stawach w Arturówku. Takie nieprzewidziane niespodzianki wymagały od nas cierpliwości i spokoju. A i pogoda nie zawsze była naszym sprzymierzeńcem. Pamiętam np. program Listopadowe nadzieje z cyklu Polska Pieśń Żołnierska z udziałem wielu artystów, statystów, wojska i koni w reżyserii Tadeusza Worontkiewicza. Akcja widowiska toczyła się zimą i jego treść wymagała śniegu. Natura nie była jednak łaskawa dla naszych potrzeb. Musieliśmy więc skorzystać z pomocy straży pożarnej, która położyła śnieg na drodze i oprószyła nim przy pomocy piany gaśniczej maszerujące wojsko. Panował ostry mróz, zdjęcia trwały cały dzień! Marzliśmy. Zimno było także w wozach transmisyjnych. Musieliśmy oszczędzać prąd i nie wolno było doprowadzić do spadku napięcia, gdyż zakłóciłoby to właściwą pracę urządzeń, które w tym wypadku były ważniejsze od ludzi. Najgorzej odczuwali ziąb aktorzy grający w plenerze. Np. w jednej ze scen (trwającej ok. 4 minut) śpiewający aktor trzymający konia za uzdę zmarzniętą ręką, nie czuł, że uzda przecięła mu dłoń.
Mimo tych wszystkich niedogodności pracowaliśmy dalej wiedząc, że trzeba program skończyć. Nie było łatwo!
Bywało jednak i tak, że pogoda dopisywała, było ciepło i świeciło słońce. Rok 1976 – realizowaliśmy program show z udziałem Jerzego Połomskiego według scenariusza i pod redakcją Heleny Ochockiej, w reżyserii Włodzimierza Gawrońskiego.
Był to pierwszy w historii Telewizji Polskiej program realizowany w wielu obiektach, różnorodnych plenerach - na basenie, w parkach, na ulicach, w Teatrze im. S. Jaracza i w studio. Dzięki sprzyjającej pogodzie, urokliwemu, wspaniałemu i zaangażowanemu Artyście, obecności pięknych dziewcząt z zespołu baletowego „Arabeska”, na planie panowała miła i przyjazna atmosfera. Efekt końcowy świetny. Program był wielokrotnie powtarzany.
Letnia, piękna, słoneczna pogoda towarzyszyła nam podczas realizacji koncertów rozrywkowych w Wieluniu i Kielcach. Koncerty te reżyserował Ryszard Czubaczyński. Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Amfiteatr kielecki położony jest w południowo-wschodniej części wyrobiska kamieniołomu na Kadzielni i stamtąd późnym wieczorem, po skończonym koncercie, posypały się na nas kamienie. Może był to przejaw sympatii, bo wówczas, w małych miejscowościach szczególnie, telewizję przyjmowano chętnie i przyjaźnie.
Nie zapomnę serdecznej i przyjacielskiej atmosfery podczas realizacji Turnieju miast autorstwa Mariusza Waltera – późniejszego właściciela stacji TVN. Towarzysząca nam publiczność w sposób spontaniczny okazywała nam swoją sympatię.
Niezapomniane wspomnienia wiążą się z realizacją programu rozrywkowego pt. Wśród tylu słów w reżyserii Ryszarda Czubaczyńskiego, pod redakcją Heleny Ochockiej z kopalni węgla brunatnego w Bełchatowie. Zawieziono nas transportem kopalni na dno wyrobiska i tam pozostaliśmy razem z artystami przez okres realizacji. Przez te parę dni widzieliśmy tylko niebo nad sobą i wkoło ściany piasku. Na dodatek panował niewyobrażalny upał. Muszę przyznać, że z wielką radością przyjąłem wiadomość o skończeniu zdjęć. Po wjechaniu na górę uświadomiłem sobie, że świat jest piękny. W dole pracowały olbrzymie koparki wielkości wieżowców, wyglądające z góry jak dziecinne zabawki. Pamiętam, że w jednej z takich koparek umieszczono Marka Grechutę z zespołem, który śpiewał piosenkę „Korowód”. Nawet na zbliżeniu trudno było rozpoznać wykonawcę – tak olbrzymie były to urządzenia. Otaczała nas piaskowa pustynia. Na tym piasku używając napalmu, pirotechnik wypalił tytuł programu. Efekt niesamowity w tym nieziemskim krajobrazie.
Przykładem na to, że marzenia nie zawsze się spełniają, jest nasz łódzki Teatr Wielki i realizowane w nim ponad dwadzieścia lat temu cykliczne programy Dobry wieczór – tu Łódź. Teatralna kabina dźwiękowca, wyposażona w nowoczesne urządzenia, o jakich telewizja mogła tylko marzyć, znajduje się na ostatnim piętrze Teatru, tuż nad balkonami. Z widowni widoczne jest małe okienko, które w rzeczywistości takie małe nie jest. W trakcie trwania koncertu siedziałem w pomieszczeniu, które też wydawać by się mogło małym, a wcale takie nie było. Współpracowałem z fantastycznymi ludźmi z Teatru. Bardzo się z nimi zżyłem. (częstotliwość produkcji programów z cyklu Dobry wieczór – tu Łódź była spora, bo w ciągu roku – cztery koncerty, co na antenie dawało osiem programów). Koncerty oglądałem wyłącznie z trzeciego piętra przez wspomniane okienko.
Moim wielkim marzeniem było obejrzenie takiego koncertu z widowni. Chciałem być świadkiem tego, co dzieje się na obrotowej scenie, chciałem zobaczyć z bliska aktorów wjeżdżających na wózkach (Teatr Wielki był wówczas najnowocześniejszy pod względem technicznym w Polsce), chciałem podziwiać bogatą scenografię i piękne kostiumy. Niestety marzenie to nigdy nie spełniło się, ponieważ realizowałem dźwięk we wszystkich wyprodukowanych przez Ośrodek programach z tego cyklu. To małe okienko na zawsze zapamiętam i ilekroć jestem w Teatrze Wielkim, mój wzrok kieruję w tę stronę.
Żal ściska serce, że to wszystko minęło. Może jednak moje marzenia się spełnią, bo przecież Teatr Wielki i Telewizja Łódzka i to małe okienko istnieją nadal.
Uczestnicząc w realizacji wielkiej ilości programów poznałem wielu wybitnych osobowości. Zaliczam do nich między innymi Henryka Czyża, Henryka Debicha, Piotra Hertla, Stanisława Gerstenkorna, Adama Brzozowskiego, Leszka Orlewicza, Andrzeja Rokickiego czy solistkę baletu Teatru Wielkiego w Łodzi Janinę Niesobska. Nie sposób wymienić wszystkich, którzy swym doświadczeniem, wiedzą i znajomością fachu wspomagali moja pracę. Pracowałem z wieloma wybitnymi reżyserami, redaktorami i aktorami, co poczytuję sobie za wielką satysfakcję i wyróżnienie. W dalszej części moich „wynurzeń” wymieniam ich z nazwiska. Zaręczam, że ci, którzy przez niedoskonałość ludzkiej pamięci, zostali pominięci, byli nie mniej ważni. To dzięki takim ludziom mogłem otrzymać wiele odznaczeń państwowych i resortowych. To najważniejsze– Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski – przyznano mi w 1999 r. Gdyby nie oni, nie byłoby to możliwe. Na powstanie programu składa się bowiem współpraca wielu osób o różnych specjalnościach. Jest to praca zespołowa!
Nie sposób pominąć programy z cyklu Klasztory polskie realizowane przez Beatę Szuszwedyk, przy których rola realizatora dźwięku nie była zbyt wielka, ale ten cykl wydaje się być bardzo interesujący i ciekawy. Żałuję, że nie uczestniczyłem w najciekawszej części realizacji, to jest na planie zdjęciowym.
Z nie mniejszym sentymentem wspominam dużo wcześniej realizowane przez nasz Ośrodek cykliczne programy publicystyczne, takie jak np. satyryczne Łupu-cupu autorstwa Wiesława Machejki, czy magazyn konsumenta Próby pod redakcją Zbigniewa Chylińskiego, magazyn Sezam pod redakcją Jerzego Bindera a także Otwarte studio - program realizowany z dużym rozmachem pod redakcją Marka Markiewicza. Studio było otwarte wówczas naprawdę dla wszystkich. Byłem autorem sygnałów i opracowań muzycznych do wielu z tych programów.
Dużą popularnością wśród telewidzów cieszył się cykl W przestworzach, czyli Ciekawe opowieści lotników, autorski program Michała Walczaka, późniejszego wieloletniego redaktora naczelnego Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego; Michał Walczak był najdłużej panującym dyrektorem(ponad 11 lat) w Telewizji Łódzkiej. Losy polskich lotników biorących udział w bitwie o Wielką Brytanię pasjonowały mnie od najmłodszych lat. Dzięki jednemu z tych programów mogłem m.in. spotkać bohatera moich marzeń – Stanisława Skalskiego – pułkownika, pilota myśliwskiego – legendę II wojny światowej.
O moich sportowych fascynacjach była już mowa w rozdziale „O twórcy”. Pragnę te informacje uzupełnić o kilka, moim zdaniem, interesujących faktów.
Na zawsze utkwiły mi w pamięci sensacyjne sukcesy piłkarzy Widzewa w rozgrywkach o Puchar Europy (odpowiednik dzisiejszej Ligi Mistrzów).
Były to lata 1982-1983 i 1996-1997. Pokonanie takich drużyn - potęg piłkarskich, jak Rapid Wiedeń, Liverpool, Manchester United, Juventus Turyn, Broendby Kopenhaga, Steaua Bukareszt, awans do rozgrywek grupowych, to sukcesy niebywałe i nawet dziś trudne do zrozumienia. A bramka niewielkiego Wiesława Wragi strzelona Liverpoolowi z 16 m. głową, była niezwykłym i niecodziennym wydarzeniem w świecie sportowym i przeszła do historii. Przytoczę w tym miejscu następującą anegdotę: 17 lutego 1983 r. nasi piłkarze byli na audiencji u Jana Pawła II, w trakcie której papież pogłaskał Wragę po głowie. I właśnie tą głową piłkarz strzelił tę sławetną bramkę, przesądzając w ten sposób o wygranej łódzkiego klubu. Był to ogromny sukces Widzewa, którego do dziś żadna polska drużyna nie jest w stanie powtórzyć. Ostatecznie przygoda „widzewiaków” zakończyła się na półfinale – pogromcą łodzian okazał się dopiero Juventus Turyn, o ironio, ze Zbigniewem Bońkiem w składzie! Nie zmniejszyło to jednak euforii prasy i kibiców.
Te sukcesy, jak i tytuły mistrzowskie piłkarzy ŁKS i Widzewa a także koszykarek Polfy Pabianice i ŁKS, były powszechnie oglądane, a my - Telewizja – pokazując je, bardzo cieszyliśmy się z sukcesów łódzkich drużyn.
Wspomnę jeszcze o Spartakiadzie Armii Zaprzyjaźnionych w Bydgoszczy, skąd nasz wóz telewizyjny transmitował boks. Tu zetknąłem się z bokserami Kuby – posągowymi olbrzymami, mistrzami boksu amatorskiego. Do dzisiaj na myśl o ich budowie i potężnej sile, wpadam w kompleksy. Byli to bardzo sympatyczni i zdyscyplinowani sportowcy. Turniej odbywał się na otwartym stadionie, tylko ring był zadaszony, bokserzy z różnych krajów przychodzili więc do nas do wozu transmisyjnego, aby zobaczyć swoich walczących kolegów i trochę się ogrzać. Prowadziliśmy przyjacielskie pogawędki.
Będąc już na emeryturze zostałem zaproszony do współpracy z ekipą Telewizji Polskiej przy realizacji cyklu Ligi Światowej w siatkówce mężczyzn i transmisji z turnieju tenisowego PROKOM OPEN z Sopotu. Jestem wielkim fanem sportu. Tak więc te właśnie realizacje dały mi ogromną satysfakcję i radość.
Być może wspomnienia moje są chaotyczne, na pewno brak im chronologii, ale na pewno są szczere i autentyczne.
Praca w Telewizji, zresztą jedyna, jaką wykonywałem w swoim życiu nie była łatwa ani lekka, ale na pewno była przyjemna. Byliśmy wszyscy z sobą bardzo zżyci, doskonale się rozumieliśmy i zawsze z wielkim entuzjazmem podejmowaliśmy kolejne wyzwania. Pracowaliśmy razem, bo praca nad programem to praca zespołowa. Do dziś przetrwały niektóre przyjaźnie. Niestety wielu z kolegów, wspaniałych twórców, realizatorów odeszło, ale zostali w mojej pamięci i sercu.
 
Opracowała Helena Ochocka
Wacław Romański - Realizator dźwięku
Biografia
Odznaczenia
O twórcy
Twórca o telewizji
Wywiady
Zdjęcia