Lucyna Owsińska - piosenkarka
Lucyna Owsińska
Piosenkarka
Wywiady
ID-002379.doc
 
1975-MM-DD
Ludzie estrady
Lucyna i Jacek
Ich ślub odbył się w Bielsku Białej dnia 3 sierpnia ubiegłego roku, i w ten sposób zawiązało się kolejne piosenkarskie małżeństwo: Lucyna Owsińska i Jacek Lech.
 
K.D.: Jak zaczęła się, Lucyno, twoja „przygoda z piosenką”?
 
L.O.: Zaczynałam śpiewać mając trzynaście lat, nie było to wyłącznie hobby, bo tak poważnie to chciałam zostać sportsmenką. Trenowałam nawet biegi na długich dystansach, ale później wszystko się zmieniło, a moja „sportowa” kondycja przydała mi się na estradzie.
 
K.D.: Później była „Pro-Contra”?
 
L.O.: Właściwie to współpracowałam wtedy z „Grupą R” istniejącą przy DK „Lokator”; w roku 1970, bodaj wiosną wzięłam udział w Festiwalu Piosenkarzy i Zespołów w Jeleniej Górze. Zajęłam tam drugie miejsce, zaś „Pro-Contra” w kategorii zespołów - pierwsze. Tam właśnie bezpośrednio zetknęłam się z tą grupą, a już niebawem śpiewałyśmy razem m.in. w Lublinie na Międzynarodowym Festiwalu Wokalistów Jazzowych, gdzie jednak właśnie ja uzyskałam specjalne solistyczne wyróżnienie.
 
K.D.: Wszyscy pamiętamy dobrze sukcesy „Pro-Contry”, a ciebie chciałbym zapytać, dlaczego opuściłaś niedawno tę grupę?
 
L.O.: Widzisz, praca w zespole podporządkowuje członków pewnemu nadrzędnemu celowi i nie zawsze istnieje możliwość realizowania indywidualnych zamierzeń, niemniej jednak pięcioletni okres pracy w „Pro-Contrze” przysporzył mi doświadczenia estradowego i pewnej popularności.
 
K.D.: A co aktualnie?
 
L.O.: Niedawno nagrałam swoją pierwszą całkiem solową piosenkę dla Polskiego Radia. Jest to utwór Andrzeja Żylisa i Kaliny Jerzykowskiej „Kto kupi szczęście”, z towarzyszeniem orkiestry pod dyrekcją H. Debicha. Najbliższe plany wiążą się – rzecz jasna – z planami artystycznymi mego męża, jako że stanowi tę samą grupę estradową…
 
K.D.: Kto jeszcze, Jacku, oprócz was wchodzi w jej skład?
 
J.L.: Zespół instrumentalny PN. „Nowa Grupa”. Tworzą go: Henryk Pella – gitara basowa, śpiew (eks-Trubadur), Dariusz Śnieżko-Błocki – gitara, uczący się aktualnie gry na gitarze, Bogdan Miś – perkusja, instrumenty perkusyjne oraz Kurt Moszny – fortepian, akordeon. Warto dodać, że współpracujemy ze Stowarzyszeniem Muzyki Estradowej w Łodzi, które zapewnia nam pełny serwis reklamowy (foldery, plakaty itd.), czego poprzedni mój opiekun (Estrada Bydgoska – przyp. aut.) nie mógł dokonać.
 
K.D.: Czy zechciałbyś teraz, podobnie jak Lucyna, cofnąć się do początków swojej kariery?
 
J.L.: Zaczęło się od listopada 1966 roku współpracą z kompozytorem – Ryszardem Poznakowskim i zespołem „Czerwono-Czarnych”. Z tą grupą występowałem aż do końca 1972 roku. Zaś w roku 1973, kiedy już przygotowywałem się do wyjazdu do ZSRR na koncerty – w wyniku wypadku doznałem złamania kręgosłupa. Choroba wyłączyła mnie na kilka miesięcy z życia estradowego. Powróciłem na estradę z dwoma przebojami skomponowanymi przez Katarzynę Gärtner: „Co jej mogłeś dać” i „Niech cię wiedzie dobry wiatr”. Równocześnie zorganizowałem „Nową Grupę, ale jej skład zmieniał się później kilkakrotnie. Mój prawdziwy come back miał jednak miejsce na I Polskich Targach Estradowych w Łodzi w kwietniu ubiegłego roku.
 
K.D.: Pamiętam wielką owację, jaką ci zgotowała publiczność w pałacu sportowym. Nie chciano cię wprost puścić ze sceny.
 
J.L.: Marzę o tym, aby i na najbliższych II Targach (pod kątem występu na nich przygotowujemy nowy program) publiczność przyjęła mnie z nie mniejszym aplauzem.
 
K.D.: A co porabiałeś ostatnio?
 
J.L.: Jesień ’74 była dla mnie bardzo pracowita: tournee po Związku Radzieckim, od Lwowa po Chabarowsk, w ciągu krótkiej przerwy w tej podróży nagrałem w Warszawie dla „Pronitu” swój drugi solowy longplay. Ma się ukazać w marcu br.
 
K.D.: Miejmy zatem nadzieję, że ten termin zostanie dotrzymany. A teraz mam pytanie intymne, niedyskretne: kiedy się poznaliście?
 
J.L.: To było… tak, to było chyba w maju 1973 roku. W Koszalinie, na wspólnych koncertach.
 
K.D.: Czy wasze małżeństwo było jedną z przyczyn, dla których zaczęliście wspólnie pracować?
 
J.L.: Na pewno. To główna przyczyna, bo przecież przez kilka miesięcy byliśmy „małżeństwem korespondencyjnym”.
 
K.D.: A jak wyglądają wasze małżeńskie plany estradowe?
 
J.L.: No, cóż – nie będzie to nowy duet piosenkarski, mimo że wykonujemy razem kilka utworów. W zasadzie każde z nas ma osobny, własny program, na który składają się piosenki znanych kompozytorów i autorów tekstów. Popisowe partie ma również grupa towarzysząca, która realizuje muzykę opartą na zderzeniu popu z folkiem.
 
K.D.: Gdzie was będzie można usłyszeć w najbliższym czasie?
 
J.L.: Obecnie przygotowujemy nasz recital w warszawskiej telewizji. Zamierzamy także dokonać nagrań radiowych. Zanim wyjedziemy na zagraniczne tournee – bo mamy już takie propozycje – będziemy występować na krajowych estradach. No, i oczywiście , w Łodzi. A trzeba przyznać, że bardzo lubimy śpiewać przed łódzką publicznością, która jest wprawdzie wymagająca, ale posiada wysoką (nie tylko muzyczną) kulturę. Chcielibyśmy więc przekazać przy okazji gorące pozdrowienia naszym sympatykom.
 
K.D.: Dziękujemy; a sympatycznej, młodej (bo zaledwie pół roku po ślubie) parze życzymy wielu sukcesów i osobistych radości.
 
Z Lucyną Owsińską rozmawiał Krzysztof Drzewiecki
„Express Ilustrowany”
 
 
 
 
 
 
ID-002380.doc
 
1976-MM-DD
J.K.: Cofnijmy się w przeszłość. Śpiewasz na amatorskiej i zawodowej estradzie od bardzo dawna. W roku 1970 brałaś udział w Festiwalu Piosenkarzy i Zespołów Amatorskich w Jeleniej Górze. W kategorii solistów zdobyłaś tam drugie miejsce. Czy właśnie wtedy zaczęłaś myśleć na serio o karierze artystycznej?
 
L.O.: Chyba tak. Tym bardziej, że na samym festiwalu pierwszą nagrodę w kategorii zespołów zdobyła „Pro-Contra”. Kierownik tej grupy, Bernard Sołtysik zaproponował mi współpracę, która trwała pięć lat. Te lata to okres mojej estradowej edukacji. Zdobyłam doświadczenie, uczyłam się ruchu na scenie i – oczywiście śpiewałam. Ale sukcesy nie przyszły ani łatwo, ani szybko. Nagrałyśmy jako zespół jedną małą płytę, słusznie zresztą zapomnianą, a składającą się z radiowych nagrań. Dopiero ostatnio „Pro Contra” odniosła kilka znaczących sukcesów, wylansowała kilka udanych przebojów.
 
J.K.: Z repertuaru tej grupy najwyżej oceniono piosenki „Jeszcze dzionek zaczekam” (B. Sołtysika i R. Czubaczyńskiego) i „Orkiestry wojskowe” (A. Brzozowskiego, B. Sołtysika i W. Machejki). W obu wykonywałaś partie solowe, a więc był to i twój sukces.
 
L.O.: Mój i trzech moich koleżanek. Skoro jednak mówimy już o tym, „Pro-Contra” w ostatnich dwóch latach była zespołem chętnie zapraszanym na koncerty i festiwale. Wystąpiłyśmy dwa razy w Związku Radzieckim, w Czechosłowacji, w Bułgarii, NRD, śpiewałyśmy na festiwalach w Opolu, Kołobrzegu i Sopocie. Najpierw jako chórek, potem samodzielna grupa wokalna.
 
J.K.: Dlaczego więc opuściłaś zespół?
 
L.O.: Praca w nim przestała dawać ki satysfakcję. Ograniczała moje zainteresowania, a nawet możliwości. Zawsze zresztą pociągała mnie praca samodzielna. Z Jackiem Lechem i „Nową Grupą” współpracuję od stycznia 1975 r., ale za swój prawdziwy debiut w nowej roli uważam występ na II Polskich Targach Estradowych. Tym bardziej, że po występie nagrałam moje dwie konkursowe piosenki spółki autorskiej R. PoznakowskiB. Olewicz („Wracaj” i „Czy będzie ci ze mną dobrze”). Płyta z nimi ukazała się w ciągu 24 godzin.
 
J.K.: Cóż, pora chyba na dużą płytę.
 
L.O.: Polskie Nagrania zaproponowały mi już jej wydanie, ale nie chciałabym się zbytnio śpieszyć. Nawiązuję kontakty z kompozytorami, autorami, aranżerami, zbieram i kompletuję repertuar. Na szczęście mogę liczyć na pomoc redakcji repertuarowej Polskich Nagrań i Stowarzyszenia Muzyki Estradowej, sprawującego nade mną opiekę impresaryjną. Sądzę, iż w tej sytuacji nie popełnię błędu wielu młodych wykonawców nagrywających pierwsze płyty bez selekcji materiału.
 
J.K.: Wiem, że dążysz do samookreślenia, do wypracowania własnego stylu.
 
L.O.: Trudno mi jeszcze zdecydować się na jakiś określony program artystyczny. Odpowiada mi styl, jaki reprezentują Krystyna Prońko i Marianna Wróblewska. Ale czy w moim przypadku ten sposób interpretacji sprawdzi się? Naprawdę nie wiem. Dlatego na razie szukam swojego miejsca na estradzie, swojej własnej twarzy.
 
J.K.: Życzę ci powodzenia w tych poszukiwaniach i myślę, że jeszcze nieraz będziemy mieli okazję do podobnych rozmów.
 
Rozmawiał: Janusz Kondratowicz
„Śpiewamy i tańczymy”
 
 
 
 
 
 
ID-002381.doc
 
1979-MM-DD
5 minut z Lucyną Owsińską
 
K.D.: Od dłuższego czasu nasi czytelnicy byli pozbawieni informacji o tobie. Co aktualnie robisz, gdzie występujesz?
 
L.O.: Rzeczywiście, ostatnich kilka miesięcy to nieustanne wyjazdy na imprezy w wielu miastach Polski, stąd rzadko bywałam w domu, w Łodzi. Niedawno razem z Jackiem Lechem, Elżbietą Jagiełło i Grupą „Bang!” koncertowaliśmy wraz z poznańską orkiestrą na terenie Wielkopolski. Przez kilka miesięcy przebywałam razem z Jackiem Lechem na występach w Stanach Zjednoczonych.
 
K.D.: Stąd chyba twoja nieobecność na radiowej antenie?
 
L.O.: Z pewnością. Ostatnią piosenką, jaka cieszyła się popularnością u radiosłuchaczy była śpiewana w duecie z moim mężem „Oddam wszystko, co mam” Januszki i Jagielskiego. Ale ostatnio w ramach comiesięcznego Plebiscytu Studia „Gama” prezentowany jest często nowy utwór pt. „Wyruszamy w cztery strony świata”. Mam nadzieję, że również się spodoba…
 
K.D.: To piosenka z twojej pierwszej płyty długogrającej, którą nagrałaś jesienią ubiegłego roku…
 
L.O.: Tak. Znalazło się na niej kilkanaście głównie nowych piosenek, choć nie brakuje i wcześniejszych (właśnie „Oddam wszystko, co mam”, „Tak zbierałam świat”) a ich kompozytorami są: Piotr Figiel, Andrzej Januszko, Janusz Koman, Jacek Lech, Jacek Mikuła, Ryszard Poznakowski i Andrzej Żylis. Większość tekstów napisali: Wojciech Jagielski, Janusz Kondratowicz i Bogdan Olewicz. Longplay będzie bardzo urozmaicony muzycznie i myślę, że przypadnie do gustu melomanom.
 
K.D.: Kiedy ukaże się w sprzedaży?
 
L.O.: Co do tego, jak wiesz, nigdy nie ma całkowitej pewności; sądzę jednak, że zostanie wydany w przyszłym miesiącu, w czerwcu.
 
K.D.: Od czterech lat występujesz jako solistka. Czy łatwiej było śpiewać w „Pro-Contrze”, czy samemu próbować swych sił na estradzie?
 
L.O.: Praca solisty jest na pewno o wiele trudniejsza, tym bardziej, że u nas wykonawca sam praktycznie zajmuje się również pracą impresaryjną. Ale z kolei śpiewanie solo daje więcej satysfakcji niż w grupie.
 
K.D.: Ostatnie, tradycyjne już pytanie: plany…
L.O.: Jest ich sporo. Wiążą się najczęściej z estradowymi wojażami, ale nie chciałabym zapeszać. Mamy również zamiar, wraz Jackiem Lechem, nagrać długogrającą płytę w duecie. Byłoby to swego rodzaju novum. Aktualnie zbieramy materiał, a nagrania odbędą się chyba po wakacjach.
 
K.D.: Życzę powodzenia.
 
Z Lucyną Owsińską rozmawiał Krzysztof Drzewiecki
„Express Ilustrowany”
 
 
 
 
 
 
ID-002382.doc
 
1981-MM-DD
Przez różowe okulary
 
5 bm. Przyjeżdża do Gdańska plejada gwiazd polskiej piosenki, zebrana w dużym programie estradowym PN. „Przez różowe okulary”, który firmuje prężnie działająca Estrada Bydgoska. Wśród grona wykonawców jest Lucyna Owsińska, popularna i lubiana piosenkarka, która zdaje się ostatnio przeżywać powrót na piosenkarski rynek, co w dobie ekspansji rocka nie jest łatwe. A oto rozmowa z piosenkarką:
 
B.G.: Czy zna pani opowieść o pociągu, w którym jechało spore grono piosenkarek, jedne z nich dojechały do stacji końcowej, inne wysiadły po drodze, bo nudziła je bardzo długa i męcząca podróż, a niektóre spóźniły się na ten pociąg i na próżno usiłowały go dogonić. Podobno i pani była wśród nich. W której grupie?
 
L.O.: Spóźniłam się.
 
B.G.: Pociąg dojechał, a pani została na peronie. Sama czy w jakimś towarzystwie?
 
L.O.: Zostałam z Jackiem Lechem. Przez lata pozostawałam w jego cieniu. Był tak wielki, że mnie przytłoczył.
 
B.G.: Po powrocie do domu płakała pani do poduszki, czy napiła się alkoholu i za dwa dni wyruszyła w objazd z estradową składanką?
 
L.O.: Płakałam, piłam i pojechałam w objazd.
 
B.G.: Sama czy z Lechem?
 
L.O.: Wtedy już sama.
 
B.G.: Kto więc komu pomagał w tym piosenkarsko-małżeńskim mariażu?
 
L.O.: Tak, jak jest mi trudno i niezręcznie występować w roli menadżera dla samej siebie, tak z wielką łatwością i chęcią znajdowałam się w tej roli dla mojego męża.
 
B.G.: W branży mówi się, że później ktoś komuś zaczął przeszkadzać w karierze?
 
L.O.: Zdania były podzielone, jednakże faktem jest, że sprawy menadżerskie pochłonęły wiele mojego czasu i zapału, które powinnam sobie poświęcić.
 
B.G.: Ile spraw rozwodowych mieliście w Sądzie Rejonowym dla Łodzi?
 
L.O.: Dla mnie była jedna, choć faktycznie było ich pięć.
 
B.G.: Co pozostało na otarcie łez?
 
L.O.: Mimo wszystko przyjacielska komitywa.
 
B.G.: I ruszyła pani do ataku w piosence. Z jakim repertuarem?
 
L.O.: Śpiewam różnorodny repertuar: bossa novy, bluesy, soul, reggae, rock and rolla. Jestem w trakcie przygotowywania nowej sesji nagraniowej, w której chcę pokazać wachlarz swoich nie do końca ujawnionych możliwości.
 
B.G.: A wśród nich?
 
L.O.: Piosenkę country z Januszem Borkowskim z Gdyni., którego poznałam w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Zupełnie przypadkowo przesłuchałam jego kasetę z nagraniami w języku angielskim piosenek country i tak mi się to spodobało, że zaproponowałam przyszłemu gwiazdorowi naszego filmu wspólne nagranie. Piosenkę napisali renomowani twórcy: Marceli Trojan i Andrzej Kosmala.
 
B.G.: Podobno już działa Fan-Club Lucyny Owsińskiej?
 
L.O.: Mój Fan-Club powstał w Łodzi, gdzie stale mieszkam. Cieszy mnie, że już w pierwszym etapie mojej nowej pracy znalazło się grono ludzi, którzy ją docenili.
 
B.G.: Uprawiając kiedyś biegi długodystansowe i zapowiadając się na dobrą sportsmenkę czy ma pani siły, żeby dogonić ten pociąg, na który się spóźniła?
 
L.O.: Wsiadłam ponownie do tego pociągu, aczkolwiek jest bardzo zatłoczony. Co prawda jadę w korytarzu, na stojąco, ale pełna nadziei, licząc na życzliwych ludzi, wśród których się znajduję, że szczęśliwie dojadę do stacji końcowej.
 
B.G.: Na stojąco?
 
L.O.: Życie to wieczny pociąg. Zdaję sobie sprawę, że może mnie spotkać wiele przeciwności losu, ale czuję się silna; wierzę w powodzenie i łatwo się nie poddam.
 
B.G.: Na razie więc – do zobaczenia na estradach Wybrzeża.
 
Z Lucyną Owsińską rozmawiał Bogdan Gadomski
„Wieczór” Nr 216 (8144)
 
 
 
 
 
 
ID-002383.doc
 
1982-MM-DD
5 minut z Lucyną Owsińską
 
Lucyna Owsińska , popularna łódzka piosenkarka, jedyna o ogólnopolskim nazwisku wśród tych, które pozostały wierne Łodzi, przygotowuje swój come back na piosenkarski rynek. Wiadomość ta zapewne ucieszy sympatyków lubianej wokalistki, a zubożałej kadrowo polskiej piosence przywróci dawną gwiazdę. Zanim usłyszymy jej nowe piosenki na antenie radiowej i zobaczymy ją na ekranie TV, rozmowa – specjalnie dla czytelników „Expressu Ilustrowanego”.
 
B.G: Ile lat jesteś już na estradzie?
 
L.O.: 12. rok. Liczę od 1970 roku, czyli od mojego debiutu na Festiwalu Piosenkarzy Amatorów w Jeleniej Górze, gdzie przyznano mi II nagrodę. Tam spotkałam Bernarda Sołtysika i jego żeńską grupę wokalną „Pro-Contra”. Tak się zaczęła moja piosenkarska droga.
 
B.G.: Co zaliczasz do swoich największych osiągnięć?
 
L.O.: Wyróżnienie specjalne na Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Lublinie, nagrody dla moich piosenek na Telewizyjnych Giełdach Piosenki, „Czterolistną Koniczynkę” – główną nagrodę Targów Estradowych w Łodzi, udany i życzliwie oceniony debiut w duecie z Jerzym Grunwaldem (piosenka „Nad obłoki”) na FPP w Opolu, udział solowy w koncercie „Polskich Nagrań” na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie, festiwale w Zielonej Górze, Kołobrzegu, występy w wielu międzynarodowych programach estradowych i na festiwalu „Jazz nad Odrą”.
 
B.G.: A moment przełomowy w piosenkarskiej karierze?
 
L.O.: To rok 1975, w którym postanowiłam spróbować samodzielnej drogi, odchodząc od „Pro-Contry”, a wiążąc się artystycznie i prywatnie z Jackiem Lechem. Chcieliśmy połączyć swoje umiejętności piosenkarskie we wspólnym programie estradowym.
 
B.G.: I udało się?
 
L.O.: Tak, występowaliśmy razem z powodzeniem przez 5 lat.
 
B.G.: To niewiele.
 
L.O.: Zawsze pozostawałam w cieniu gwiazdy Jacka Lecha, który był główną postacią programu, postanowiłam więc spróbować śpiewać solo na własny rachunek. W tym czasie nagrałam dużą płytę i 5 małych z serii „Disco” i sądzę, że sprawdziłam się na estradzie. Dużą reklamę zapewniła mi w tamtym okresie Estrada Łódzka.
 
B.G.: Ale swoja pozycję na krajowym rynku zaniedbałaś, wyjeżdżając do USA, raz, dwa, trzy… razy?
 
L.O.: Po raz pierwszy wyjechałam do USA w 1977 roku, następnie w 1979 i 1980. Śpiewałam w polonijnych klubach: „Polonez” w Chicago, „Zodiak” w New Jersey, „Kaprys” w Nowym Yorku. Odbyłam też objazd po metropolii detroickiej z grupą „No To Co” i piosenkarką Elżbietą Jodłowską. Słuchałam duzo dobrej muzyki, obejrzałam wiele dobrych programów z udziałem wielkich amerykańskich gwiazd.
 
B.G.: Niektóre z twoich koleżanek przeszły w Ameryce prawdziwą metamorfozę, wróciły odmienione i w kraju zostały odkryte na nowo. Nie pomyślałaś o sobie?
 
L.O.: Uważam łapanie tego, co modne, za tani chwyt. Myślę, że stać mnie na coś więcej, choć to trudniejsza droga. Kiedyś chciałam na siłę zrobić przebój z piosenki „Zaproś mnie do siebie” i potknęłam się. Dlaczego mam śpiewać modnego dziś rocka, skoro lepiej czuję się w innych stylach muzycznych? Postanowiłam więc wrócić ze Stanów Zjednoczonych, jaka wyjechałam z kraju , ale na pewno bogatsza i dojrzalsza o nowe doświadczenia muzyczne.
 
B.G.: Jakie piosenki obecnie śpiewasz?
 
L.O.: Przygotowałam 6 premierowych piosenek, które już nagrałam i obecnie nagrywam w Łódzkiej Rozgłośni PR z towarzyszeniem muzyków studyjnych i Orkiestry PRiTV pod dyr. H. Debicha. Piosenki są w różnych stylach i rytmach, od rock and rolla do bossa novy. Tytuły: „Bar i jego świat”, „Maj odmieni nas”, „Świat miał być nasz”, „Po słowie”, „Po prostu przed siebie”. Kompletuję dalszy materiał na drugą dużą płytę. Planowany jest do realizacji mój program telewizyjny, w którym zostanie pokazany przekrój dotychczasowej działalności. Jedną z piosenek łódzka TV zgłasza do puli Telewizyjnej Listy Przebojów. Marzę o zrobieniu własnego recitalu estradowego. Chcę też pośpiewać jazz. Mam wiele planów.
 
Z Lucyną Owsińską rozmawiał Bogdan Gadomski
„Express Ilustrowany”
 
 
 
 
 
 
ID-002384.doc
 
1983-11-19
Czy to się uda?
 
W niedzielę 20 listopada o godz. 15.20 w programie II TVP emituje recital popularnej i lubianej łódzkiej piosenkarki Lucyny Owsińskiej. Tytuł programu Czy to się uda?. Swój piosenkarski come-back Lucyna Owsińska przygotowuje z konsekwencją i coraz lepszymi wynikami od roku, tuż po powrocie z długiego kontraktu w USA. Program w reżyserii Jerzego Woźniaka zrealizował OTVP w Łodzi.
 
G.R.: W jakiej formule artystycznej został pomyślany pani telewizyjny recital?
 
L.O.: Piszę i czytam list otwarty skierowany do telewidzów, a treści listu są łącznikiem dla piosenek prezentowanych w recitalu. Są to piosenki nowe i dawne, z mojej ostatniej sesji nagraniowej i z pierwszego longplaya „Idę przez świat”. W finale śpiewam piosenkę „Po prostu przed siebie” lansowaną przez „Lato z radiem”.
 
G.R.: Przeważają jednak nowości?
 
L.O.: Oczywiście, w proporcji 6 do 2, m.in. piosenka z Telewizyjnej Listy Przebojów „Świat miał być nasz”, „Bar i jego świat”, „Po słowie”.
 
G.R.: A całość w jakiej oprawie?
 
L.O.: Bardzo kolorowej, prezentuję mnóstwo kreacji, do jednej piosenki aż 5. Stroje są moją własnością, dobierałam je z pomocą scenografa.
 
G.R.: Czy znalazła już pani pomysł na siebie w polskiej piosence?
 
L.O.: Nie chciałabym być zaszufladkowana, marzę o wszechstronności, przy jednoczesnym zachowaniu swego stylu.
 
G.R.: Co po recitalu w TV?
 
L.O.: Koncerty z programem Estrady Bydgoskiej pn. „Przez różowe okulary” na terenie Wybrzeża, nowa sesja nagraniowa w radio, w warszawskiej TV zarejestrowałam dwa teledyski, z których jeden będzie propozycją do grudniowej Telewizyjnej Listy Przebojów, prowadzę rozmowy w sprawie wydania dużej płyty i kasety. Będą też niespodzianki, wśród których piosenka country nagrana w duecie z młodym świetnie się zapowiadającym aktorem filmowym Januszem Borkowskim (on - parlando, ja – śpiew). Otrzymałam też propozycję kolejnych występów w USA.
 
G.R.: Życzymy zatem powodzenia.
 
„Głos Robotniczy”
 
 
 
 
 
 
ID-002385.doc
 
1983-12-10
Życie to wieczny pociąg…
Z Lucyną Owsińską rozmawia Bogdan Gadomski
 
Niektóre z dawnych gwiazd piosenek tak przybladły, ze nie ma na nie wpływu nawet najsilniejsze słońce. Obecny come back Lucyny Owsińskiej na piosenkarski rynek to prawdziwy ewenement, bo w dobie ekspansji rocka niełatwo egzystować na krajowym rynku tak renomowanym gwiazdom jak: Zdzisława Sośnicka czy Maryla Rodowicz. Lucyna Owsińska przygotowała nowy, ciekawy repertuar, spośród którego na Telewizyjnej Liście Przebojów uplasowała się piosenka „Świat miał być nasz”, w plebiscycie na przebój „Lata z radiem” – „Po prostu przed siebie”, inne piosenki słychać często we wszystkich programach Polskiego Radia. 20 listopada br. TVP emitowała recital Owsińskiej pt. Czy to się uda. Piosenkarka przygotowuje się do nowej sesji nagraniowej. Dziś Lucyna Owsińska jest gościem „Odgłosów”.
 
B.G.: Czy zna pani opowieść o pociągu, w którym jechało grono piosenkarek, jedne dojechały do stacji końcowej, drugie wysiadły po drodze, bo znudziła je bardzo długa i męcząca podróż, niektóre spóźniły się na ten pociąg i na próżno usiłowały go dogonić. Podobno i pani była wśród nich. W której grupie?
 
L.O.: Spóźniłam się.
 
B.G.: Pociąg odjechał, pani została na peronie. Sama czy w jakimś towarzystwie?
 
L.O.: Zostałam z Jackiem Lechem. Przez dwa lata pozostawałam w jego cieniu. Był tak wielki, że mnie przytłoczył.
 
B.G.: Po powrocie do domu płakała pani do poduszki, czy napiła się pani alkoholu i za dwa dni wyruszała w objazd z estradową składanką?
 
L.O.: Płakałam, piłam i pojechałam w trasę>
 
B.G.: Sama czy z nim?
 
L.O.: Wtedy już sama.
 
B.G.: Kto więc komu pomagał w tym piosenkarsko-małżeńskim mariażu?
 
L.O.: Tak jak trudno jest mi i bardzo niezręcznie występować w roli menadżera dla samej siebie, tak z wielką łatwością i chęcią znajdowałam się w tej roli dla mojej gwiazdy.
 
B.G.: W branży mówiło się, że później ktoś komuś zaczął przeszkadzać i niszczyć karierę?
 
L.O.: Zdania były podzielone, jednakże faktem jest, że sprawy menadżerskie pochłonęły wiele mojego czasu i zapału, które powinnam poświęcić sobie.
 
B.G.: A co na to gwiazdor?
 
L.O.: Z czasem się przyzwyczaił do tego i myślę, że obecnie mu tego brak.
 
B.G.: Na czym to polegało?
 
L.O.: Nie tylko sprawy czysto menadżerskie miały tu znaczenie, liczyła się również artystyczna atmosfera w domu, bo oboje żyliśmy tym co robiliśmy.
 
B.G.: Ale np. longplaya „Idę przez świat” nagrała pani dzięki koneksjom byłego męża?
 
L.O.: Nie zaprzeczam, że korzystałam najpierw z jego, a później już z naszych wspólnych znajomych: renomowanych kompozytorów i autorów tekstów…, ale przecież sama płytę musiałam nagrać licząc na własne siły.
 
B.G.: Mieliście nagrywać drugą dużą płytę w duecie?
 
L.O.: Były takie plany i w połowie zebrany materiał, ale zabrakło nam czasu, a później ochoty.
 
B.G.: Do dziś żadne z was nie nagrało nowego longplaya?
 
L.O.: Jeśli chodzi o mnie, to właśnie skompletowałam materiał na drugą płytę i jestem umówiona w Polskich Nagraniach na rozmowę w sprawie zarejestrowania na longplayu.
 
B.G.: Wracając do spraw prywatnych, które z uwagi na to, że jest pani osobą publiczną, szczególnie interesują czytelników – ile spraw rozwodowych mieliście w Sądzie Rejonowym w Łodzi?
 
L.O.: Dla mnie była jedna, choć faktycznie było ich pięć.
 
B.G.: Co pozostało na otarcie łez?
 
L.O.: Mimo wszystko przyjacielska komitywa.
 
B.G.: Dzieci nie było?
 
L.O.: Nie.
 
B.G.: Ale za to jest Farys – dog arlekin?
 
L.O.: Farys to moje ukochane dziecko, dwukrotny złoty medalista.
 
B.G.: Podobno szuka pani dla niego czarnej suki, czyżby w planach była hodowla dogów?
 
L.O.: Być może założymy hodowlę, bo mamy na to warunki. Pomysł na sukę należy do mojego narzeczonego, który zajmuje się z dużym powodzeniem wychowaniem Farysa.
 
B.G.: Zapomnieliśmy o kawiarni „Caro” pod Zgierzem, której podobno była pani współzałożycielką?
 
L.O.: Kiedyś przyszli do „Caro” reporterzy z TV i stwierdzili, że świetnie się urządziłam. To nie moje – odpowiedziałam. „Dobra, dobra”. I tak zostało.
 
B.G.: Nigdy nie śpiewała pani na kawiarnianej dyskotece?
 
L.O.: Nie. W „Caro” gra szafa grająca.
 
B.G.: Wróćmy z kuchni do sztuki. Po sukcesie na Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Lublinie miała pani śpiewać jazz, a nie pioseneczki o łączkach przy ruczaju.
 
L.O.: Do jazzu wrócę teraz.
 
B.G.: Słyszę to od lat, a pani jak siedziała tak siedzi w komercji.
 
L.O.: Nie uważam muzyki, którą uprawiam za komercję. To po prostu nowoczesna muzyka rozrywkowa, oparta o najlepsze trendy światowej mody.
 
B.G.: W jednym z wywiadów powiedziała pani: „Uważam łapanie tego co modne za tani chwyt. Myślę, że stać mnie na coś więcej, choć to trudniejsza droga”. Ale dziś trzeba pokazać się publiczności odmienioną, szokować, aby zainteresować, że nie powiem – rzucić na kolana.
 
L.O.: Byłam trzykrotnie w USA i mogłam objawić się, jak niektóre koleżanki po powrocie, zupełnie odmienioną z nowym życiorysem artystycznym. Ale ja przyjechałam stamtąd bogatsza o wiele doświadczeń muzycznych. Na bazie ogromnej pracy nad sobą i zdobytych doświadczeń mogę zaprezentować w swoich piosenkach to, czego nie zauważam w ponoć perfekcyjnym opanowaniu przez niektóre wokalistki rockowe. Obecnie panuje u nas moda na niedbałość w głosie i zachowaniu, co mi nie odpowiada. Różnię się więc od najmodniejszych wokalistek, ale za to pozostaję wierna sobie.
 
B.G.: Co więc oprócz doświadczeń i zielonych banknotów przywiozła pani z Ameryki?
 
L.O.: 50 płyt, 120 kaset, najnowszą aparaturę nagraniowo-odtwarzającą, mikrofony, kosmetyki, buty, kostiumy i dwie butelki „Smirnoffa”.
 
B.G.: Słyszałem, że zapraszają panią na ponowne występy do USA. Do jakiego lokalu?
 
L.O.: Zaprasza mnie zespół „No To Co”, który obecnie gra w USA. Śpiewałam z nimi podczas poprzednich występów. Tym razem mam śpiewać w jednym z wytwornych hoteli w Las Vegas. Chwilowo nie przyjęłam tej propozycji z uwagi na niekończące się sprawy zawodowe w kraju.
 
B.G.: Co będzie serwowała pani amerykańskiej publiczności?
 
L.O.: W moim estradowym show powtórzę ten sam repertuar, który zwykle śpiewam w USA, bo przekonałam się, że to się tam podoba, a więc blok piosenek retro, w drugiej części programu najnowszy repertuar.
 
B.G.: A jakie piosenki proponuje pani słuchaczom w kraju w dobie mody na muzykę rockową?
 
L.O.: Śpiewam różnorodny repertuar: bossa novy, bluesy, soul, reggae, rock and rolla. Jestem w trakcie sesji nagraniowej, w której chcę pokazać wachlarz swoich nie do końca ujawnionych możliwości.
 
B.G.: Fan-Club pomaga, dopinguje?
 
L.O.: Mój Fan-Club powstał niedawno w Łodzi. Cieszy mnie, że już na pierwszym etapie mojej nowej pracy znalazło się grono ludzi, którzy ją docenili.
 
B.G.: Pani codzienna praca to przede wszystkim trasy estradowe w objeździe po kraju. Chyba sporo pani zarabia?
 
L.O.: Uzależnione jest to od ilości koncertów, a w ciągu roku różnie bywa.
 
B.G.: Ile koncertów w ciągu miesiąca pani daje?
 
L.O.: Przeciętnie od 1 do 2 przez tydzień i codziennie.
 
B.G.: Niedawno oglądałem panią w Gdańsku w składance pn. „Przez różowe okulary” przeznaczonej dla pracowników miejscowych zakładów pracy. Dowiedziałem się, że w tym dniu mieliście 5 koncertów, przeliczyłem to już nie na złotówki, a na siły piosenkarzy i teraz zapytam panią o higienę psychiczną zawodu i głosu.
 
L.O.: Pięć koncertów w ciągu jednego dnia zdarza się rzadko, trafił pan na niedzielny cykl imprez, na które było na Wybrzeżu duże zapotrzebowanie. Nie zaprzeczam, że to jest bardzo wyczerpująca praca, ale na szczęście mam sporą przerwę między jednym a drugim występem, a więc i czas na relaks, odpoczynek, choć nie zawsze w dobrych warunkach, bo z zapleczem w placówkach kulturalnych bywa różnie.
 
B.G.: Zauważyłem, że za kulisami panowała nerwowa atmosfera.
 
L.O.: Szczególnie, gdy pan tam zajrzał i artyści dowiedzieli się, że jest pan na sali. Kulisy to samo życie i temat na oddzielną rozmowę.
 
B.G.: Pewnie wybiera się pani w kolejny objazd estradowy?
 
L.O.: Tak, ale tym razem z inną grupą estradową, pracującą pod patronatem Estrady Kieleckiej.
 
B.G.: Kto zajmuje się pani sprawami menadżerskimi?
 
L.O.: Finalizacja tej, tak bardzo ważnej dla mnie prawy, zakończy się w najbliższych dniach… Dziś mogę powiedzieć, że jest to doświadczony menadżer.
 
B.G.: Ale czy to pani potrzebne? Przecież uprawiając kiedyś biegi długodystansowe i zapowiadając się na dobrą sportsmenkę, ma pani siły, aby nie tylko prześcignąć kilka słabszych kondycyjnie piosenkarek, ale nawet, żeby dogonić ten pociąg, na który się pani spóźniła. Chyba się nie mylę?
 
L.O.: Wsiadam ponownie do tego pociągu, aczkolwiek jest bardzo zatłoczony. Co prawda jadę w korytarzu, na stojąco, ale jestem pełna nadziei, licząc także na życzliwych ludzi, wśród których się znajduję, że szczęśliwie dojadę do stacji końcowej.
 
B.G.: Na stojąco?
 
L.O.: Życie to wieczny pociąg. Zdaję sobie sprawę, że może mnie spotkać wiele przeciwności losu, ale czuję się silna, pełna zapału i łatwo się nie poddam.
 
B.G. No to do ataku!
 
„Odgłosy”
Lucyna Owsińska - Piosenkarka
Biografia
O twórcy
Recenzje
Twórca o sobie
Wywiady
Zdjęcia