ID-002327.doc
RRRR-MM-DD
Walczyk o Łodzi
Umówiłem się rano z mą dziewczyną kochaną
Naprzeciwko fabryki pod drzewem…
Jak jej powiem najprościej o mej wielkiej miłości?
Chyba piosnkę jej jakąś zaśpiewam…
A tu szumią wrzeciona, wszystko głusząc, wtem - ona
Lekko do mnie podbiega na palcach.
I maszyny już dźwięki brzmią jak tony piosenki,
A piosenka się splata w rytm walca…
Refren I
Ten walczyk urodził się w Łodzi
Wśród pracy i maszyn łoskotu,
Od kręcących się wrzecion, jak od matki swej dziecię,
Nauczył się pierwszych obrotów.
Z przędzalni przeleciał do tkalni,
Na krosnach radośnie wirował,
Razem z moją dziewczyną na ulicę wypłynął,
A ja cóż?... Napisałem te słowa…
Nie minęło dni wiele, z mą dziewczyną w niedzielę
Na przechadzkę poszedłem po Stokach.
Nowym dziwię się domom, wtem pieśń słyszę znajomą,
To nasz walczyk rozśpiewał się w blokach.
I w radosnym pochodzie przeszedł walczyk po Łodzi,
Ucho pieszcząc powabem muzyki,
Z Bałut pobiegł upojny, hen, na Stoki, na Chojny,
I do swojej powrócił fabryki…
Refren II
Ten walczyk urodził się w Łodzi
Wśród pracy i maszyn łoskotu,
Od kręcących się wrzecion, jak od matki swej dziecię,
Nauczył się pierwszych obrotów.
I dziś już we wszystkich świetlicach
Na dobre się walczyk rozgłosił,
Wszyscy nucą go w Łodzi, dzieci, starzy i młodzi,
Bo ten walczyk, to walczyk radości!
ID-002328.doc
1955-MM-DD
Hawajska kołysanka'
Śpiew szumiących fal,
błękitnych mórz srebrzysta dal…
Dzień odpłynął już,
tak słońca żal!
Noc, samotna pieśń,
hawajska noc, hawajska wieś…
Dźwięczny gitar głos
w dal wietrze nieś!
Refren
To hawajska kołysanka,
to hawajskiej nocy kwiat,
kwitnie w mroku do poranka,
śpiewa pośród palm
jak nieznany ptak.
To hawajska kołysanka,
to wspomnienie dawnych lat
milknie w szarej mgle poranka
i powraca znów, kiedy zaśnie świat.
Nieś, wietrze mój,
nieś hawajskich wód błękitną pieśń
w kraj lodowych gór
i śnieżnych pól!
Wiej, wietrze mój,
wiej przez siedem rzek,
przez siedem kniej!
Rzuć na obcy brzeg
czar pieśni tej!
Refren
To hawajska kołysanka… itd.
Muzyka - W. Donaldson
Opracowanie - Tadeusz Dobrzyński
"Śpiewamy i tańczymy"
ID-002329.doc
1956-MM-DD
Słowik i redaktor
W pewnej redakcji zjawił się Słowik
i wręczył piosenkę redaktorowi,
nad którą pracował solidnie trzy noce i trzy dnie.
Przeczytał piosnkę redaktor-Kruk
i najuprzejmiej, jak tylko mógł,
powiedział swemu gościowi:
Jasne jest dla mnie oczywiście,
że wy z Warszawy przylecieliście,
bo tylko w Warszawie potrafią śpiewać słowiki.
Gdzie naszym miejscowym do takiej muzyki!
W ich pieśniach żadnego uczucia nie ma.
A w waszych melodia! A w waszych temat!
Od razu poznać poety duszę,
piosenka wasza każdego poruszy…
Podskoczył Słowik z radości
i z serca, jak najprościej,
tymi odezwał się słowy:
Cieszy mnie ogromnie
takie zdanie o mnie,
ale… ja jestem miejscowy.
Na to nasroży się Kruk i zaskrzeczy:
To zmienia całkiem postać rzeczy!
Jeśli pan nie jest z Warszawy,
na próżno tutaj się zjawił.
Drukuję piosenek bez liku,
ale warszawskich słowików.
Zaś wobec miejscowych mam inną metodę:
niech chodzi śpiewać do gaju… nad wodę…
x x x
Nie tylko w bajce bywają tacy redaktorzy.
Na lokalne gazety popatrzcie z bliska:
chętnie drukują poetów o znanych nazwiskach.
A swoich? Miejscowych?... Z tym gorzej.
(według „Litieraturnoj Gaziety)
„Śpiewamy i tańczymy”
ID-002330.doc
1957-MM-DD
Los pewnej piosenki
Piosenkę napisał znany poeta
w natchnienia zrywie, w tworzenia mękach.
A gdy już skończył, stwierdził, że nie tak
jak chciał wypadła jego piosenka.
Tutaj mu pomysł cudny zaświtał:
po co na darmo krew mam psuć sobie?
Piosenka będzie wręcz znakomita,
gdy się muzyczkę do niej dorobi.
I kompozytor znany szeroko
muzykę kończy nazajutrz rano,
po czym piosenkę bez zbędnej zwłoki
w dużym nakładzie z hukiem wydano.
Aby zaś piosnka dźwięczała wszędy,
wnet jeszcze jeden zrobiono zamach:
sto osiemnaście razy ją z rzędu
nadało radio w obu programach.
Ale że brak w niej myśli, uczucia,
Piosnkę powszechnym milczeniem zbyto.
I jeden tylko duet ją nucił
Znany poeta i kompozytor.
(według Wasyljego Smirnowa)
„Śpiewamy i tańczymy”
Opracowała Helena Ochocka