Kiedy to mogło się zacząć…?
Może już wtedy, gdy zaciekawione dziecięce oczy wpatrywały się jak urzeczone - w wyczarowany na wystawie sklepu cukierniczego cały czekoladowy krajobraz z chatką drzewami, saniami - przysypany cukrowo-pudrowym śniegiem (chyba to było gdzieś na Piotrkowskiej koło Grand Hotelu)…?
…Długo pozostawał w pamięci obraz Calineczki wyłaniającej się rozchylającego swe płatki kwiatu nenufaru (czy to było w starym „Arlekinie”?)…
Dziecięce zabawy w Teatr lalkami z wycinanek, potem różne lalki pracowicie obszywane w kostiumy z gałganków. Były przedstawienia w piaskownicy i występy dla rodziny i kolegów przy akompaniamencie patefonu na korbkę…
Bezcenny dla wyobraźni stał się Teatr radiowy! Sugestywnie czytana przez
Irenę Kwiatkowską Ania z Zielonego Wzgórza w odcinkach pozwalała wyczarowywać pod powiekami cudowne krajobrazy Wyspy Księcia Edwarda…
Niewiele wyszło z mojej edukacji muzycznej, lecz muzyka była zawsze w naszej rodzinie obecna: za sprawą babci o przepięknym, choć niewykształconym, sopranie lirycznym oraz ojca mego wuja (jednego z pierwszych po wojnie wykładowców łódzkiej PWSM –
Grzegorza Orłowa) wychowawcy wielu znanych solistów opery i operetki. Wuj
Roman Orłow (plastyk i kompozytor) pisał wiele znanych później przebojów
Lidii Wysockiej,
Kaliny Jędrusik,
Krystyny Konarskiej.
Zasiadali z nim często do fortepianu przyjaciele –
Wanda Warska i
Andrzej Kurylewicz. Nierzadko słowa do muzyki wuja pisywał jego bliski kuzyn
Wojtek Młynarski. I zabierali mnie obaj na koncerty
Krzysztofa Komedy w Warszawie…
…Gdy nie wypadało już bawić się lalkami, zaczęłam je tworzyć „dla sztuki” – sama robiłam stelaże z drutu i piłeczek pingpongowych i ubierałam w szyte lub robione na drutach kostiumy.
Sprzedawałam później moje lalki podczas juwenaliowych kiermaszów…
Jako specjalizację kierunku studiów w łódzkiej PWSSP wybrałam oczywiście projektowanie ubioru, a najbardziej lubiłam wykłady z kostiumologii prof.
Wandy Borowskiej. Cały czas spotykałam wspaniałych ludzi w liceum – znakomitą polonistkę –
Zofię Kawynową, tak jak moja mama – „niepoprawną” teatromankę, matematyka –
Jerzego Artykiewicza, który bardzo pracował nad rozwojem naszej wyobraźni (wszelkie bryły i przekroje musieliśmy najpierw „zobaczyć” w głowie). Na studiach malarstwo i kompozycja u prof.
Stefana Wegnera i
Lecha Kunki – to dalsze wspaniałe lekcje!
Pierwsza praca w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi i spotkanie
Mieczysława Wiśniewskiego (scenografa i i świetnego kierownika technicznego) nauczającego mnie kolejności prac przy realizowaniu spektakli, obcowanie z osobowościami tej miary jak
Władysław Daszewski,
Henri Poulain,
Józef Rachwalski,
Jerzy Groszang,
Jerzy Grzegorzewski,
Daniel Mróz i podpatrywanie ich „warsztatu” : poznawanie tajników kroju i przygotowywania miar stylowych, współczesnych i fantazyjnych kostiumów przez p.
Zygmunta Ciesielskiego i
Leokadię Styczyńską – to dalsza niezastąpiona szkoła!
Tutaj, w Teatrze Muzycznym zostałam od razu rzucona na „głęboką wodę”! Oj, jak przydały się zasady kompozycji wpajane przez profesorów
Kunkę i
Krygiera ! Podpatrywałam także jak pracuje
Wojciech Zieleziński,
Marian Stańczak,
Liliana Janowska – zapoznając się z tajemnicami projektowania kostiumów – „przełożonego” na język tańca!
I chyba nigdy tej nauki nie dość… I nie dość, że to, co robię – jest potrzebne widzom…
Anna Bobrowska-Ekiert
Łódź