ID-002024.doc
2004-MM-DD
Zbigniew Batko o sobie
Zacząłem dość banalnie: urodziłem się w 1940 roku, zaniepokojony zgiełkiem, jaki towarzyszył II wojnie światowej. Obowiązek uczęszczania do szkół sprawił, że mam ogromne luki
w wykształceniu. Napisałem tylko dwie powieści, ale dziś chętnie posługuję się pseudonimem „pisarz”, bo daje mi to międzynarodową sławę i pieniądze. Moja debiutancka powieść
Z powrotem, czyli fatalne skutki niewłaściwych lektur, powstała niestety w czasie, kiedy wszystkie arcydzieła literatury były już napisane. Mój właściwy zawód to radiomechanik
na samolotach myśliwskich, do czego przyznaję się niechętnie, nie chcąc konkurować pod względem barwnej biografii z
Jackiem Londonem. Od roku 1990 zajmuję się wyłącznie przekładami i choć to może nieładnie z mojej strony, nie mam kompleksów wobec większości autorów, których książki przekładam .*
Zbigniew Batko
Oko
superNOWA
Warszawa
* m.in.
William Styron,
Vladimir Nabokov,
Truman Capote,
John Updike,
Saul Bellow,
James Joyce,
John Steinbeck,
Anthony Burgess,
Bashevis Isaac Singer,
John Irving,
Mark Twain (przyp. wyd.)
ID-002025.doc
1995-MM-DD
1/60 sekundy w dobrym towarzystwie
Zbigniew Batko
Miałem wtedy pewne plany związane z kinem. Zacząłem pisać swoją drugą książkę pt.
Oko, która pierwotnie miała być scenariuszem dla
Adka Drabińskiego. Adek wyemigrował do USA, projekt upadł, książka powstała.
Z kinem jestem związany niemal przez całe życie. Jako były notoryczny wagarowicz, niegdyś współpracownik „Filmu na świecie”, tzw. filmoznawca i popularyzator sztuki filmowej. Grywałem też w etiudach kolegów, majstrowałem przy cudzych scenariuszach, recenzowałem je przez parę lat, woziłem na plecach kopie, kręciłem na taśmie 16 mm, redagowałem książki o filmie, wszystko dla przyjemności albo za małe pieniądze, tak, że szczęśliwie zachowałem w tej dziedzinie wygodny status amatora.
Wydałem dwie powieści (
Z powrotem i
Oko). Według pierwszej powstaje film, druga budzi zainteresowanie jako materiał do adaptacji. Napisałem parę opowiadań. Jedno zostało zekranizowane. Zająłem się przekładami - co do roku 1990 pozostawało w sferze marzeń. Mam szczęście tłumaczyć dobrych autorów (
Styrona Wybór Zofii,
Burgessa Doktorze, lecz się sam,
Waugha Zmierzch i upadek).
Nie kandydowałem w żadnych wyborach, więc nie mogłem posłużyć się fotografią jako przysłowiowym „zdjęciem z Wałęsą”. Ale sprawiła mi przyjemność, jak każda 1/60 sekundy spędzona w dobrym towarzystwie. Wbrew dość rozpowszechnionym opiniom, że to libertyn, skandalista i cynik, uważam
Polańskiego za jednego z największych moralistów kina i najprawdziwszego romantyka, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ani jednak to, ani wirtuozeria warsztatowa, inteligencja i wyobraźnia
Polańskiego nie wyczerpują sprawy. Pozostaje jeszcze coś nieuchwytnego, jakaś tajemnica, magia emanująca z ekranu. Gdybym wiedział, na czym to polega, byłbym
Polańskim. Każdy kolejny film Mistrza przywraca mi wiarę w kino, którą większość innych reżyserów pracowicie nadweręża.
Wypowiedzi zebrał
Krzysztof Pankowski
„Film”, Nr 11